Ostatnimi czasy New York wygrywa zaskakująco sporo. W ostatnich 7 spotkaniach zwyciężyli aż 6 razy.
Można by oczywiście podważać wagę tych zwycięstw. Kwestia polega na tym, iż zwyciężali za Zachodzie z przeciwnikami raczej nisko notowanymi czyli Golden State, Sacramento i Los Angeles Clippers.
Nie da się ukryć, że nie są to potentaci w tym sezonie, z czego największe nadzieje wiąże tutaj z ekipą tych dwóch panów.
W Sacramento Ci dwaj panowie chyba w tym sezonie za wiele nie zdziałają:
A ten pan jest sam. Więcej co ma zrobić?

Wracając do NY osoba Amare'a Stoudemire'a jest tu chyba najważniejsza. W sumie to napewno.
O co chodzi? Generalnie o to, że zespół potrafi z niego coraz lepiej korzystać. Wątpiłem przed sezonem, chyba współpraca między rozgrywającym a centrem będzie na tyle dobra, że uda się wycisnąć z Amare'a jak najwięcej. Ostatnio udaje się to doskonale.
23,4 pkt o tak.
8,6 zb to tak jak na Amare'a bez rewelacji. On nigdy wiele nie zbierał.
Do tego 2 bloki. Ok. NY na marginesie ma najwięcej bloków średnio w całej NBA. WOW. W tym miejscu proszę nie myśleć, że buduje się zespół, który nie wiadomo jak broni.
Należy pamiętać, że w meczach, w których zwyciężali zdobywali ponad 110 pkt i tylko raz w meczu z Charlotte nie zdobyli 100 pkt.
Jednak towarzystwo nie wygląda źle, Felton dorzuca punkty, jest Gallinari, jest Landry Fields, rookie któremu się przyglądam dość uważnie i oczywiście Wilson Chandler.
Przed Nowym Jorkiem mecze z drużynami ze Wschodu, z którymi mogą trochę ugrać, do tego Minnesota i Nowy Orlean.
Myślę, że są przesłanki ku temu, by sądzić, że niebawem NY będzie na plusie.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz